Strony

niedziela, 11 października 2015

Suszone smaczki DIY

Jakiś czas temu pisałam Wam o smakołykach brita w formie suszonych paseczków mięsa. Milo za nimi przepada, a do mnie przemawiają one dużo bardziej od barwionych ciastek/dropsów o szemranym składzie.
Jedyny problem stanowiła cena- suszki znikają w tempie ekspresowym, a za jedno opakowanie trzeba zapłacić w okolicach 11-12 zł.

Natchniona suszeniem owoców, które ostatnio uskuteczniałyśmy z moją mamą postanowiłam sprawdzić, czy udałoby mi się własnoręcznie wykonać tego typu przysmaki.

Na pierwszy ogień poszło oczywiście przekopywanie odmętów internetu w poszukiwaniu kogoś, komu się to już udało. I tak natrafiłam na wpisy u Natalii i Zosi , które podjęły się tego zadania jakiś czas temu. Natalia postawiła na suszenie mięska w piekarniku, a Zosia, tak jak ja, w suszarce do owoców i grzybów.

Jak się zabieramy do całego przedsięwzięcia?

Potrzebujemy chudego mięska - ja na pierwszy ogień wybrałam pierś z kurczaka. Myślę, że indyk, chude kawałki wieprzowiny lub wołowiny też dobrze by się sprawdziły (nie omieszkam wypróbować i tych rodzajów mięs). Mięso płuczemy, osuszamy, a wszelkie zbłąkane kawałeczki tłuszczu usuwamy. Następnie kroimy wedle uznania - ja postanowiłam pokroić kurczaka na fragmenty o średnicy minimum 2,5 cm - po odparowaniu wody dość znacznie się skurczą, więc będą w sam raz na raz, jako nagroda;). Dłuższe i grubsze paski z kolei dobrze sprawdzą się jako przekąska-żujka.

Część mięska, już pociachana
Następnie pokrojone fragmenty umieszczamy na sitku suszarki do owoców i grzybów - należy rozłożyć je równomiernie na całej powierzchni. Następnie włączamy najmocniejszy program suszenia - po godzinie będziemy mogli przewrócić mięso na druga stronę. Całe suszenie zajęło mi jakieś 4 godziny, ale myślę, że z powodzeniem przy najmocniejszym ustawieniu mogłam skończyć po 3-3,5. Moje smaczki niestety zupełnie się wysuszyły, przez co nie były specjalnie sprężyste i dobre do żucia. Jako smakołyki treningowe sprawdzają się za to wybornie :)

Tak prezentują się w docelowym słoiczku.



Lubicie przygotowywać smakołyki dla swoich psów samodzielnie? A jeśli tak to jakie najczęściej przyrządzacie swoim zwierzakom?

czwartek, 8 października 2015

Gotowe posiłki Storge - co to takiego?

Jak pewnie zauważyliście, na blogu od jakiegoś czasu panuje spory zastój- jest to wynik mojego powrotu na studia i spraw, które musiałam w związku z tym załatwić. Szczęśliwie ten semestr zapowiada się dosyć luźno - a to znaczy, że nie powinnam mieć problemu z regularnym pisaniem :).

Dzisiejszy post będzie poświęcony ciekawemu produktowi, jaki mieliśmy razem z Milo okazję przetestować. Pod koniec września skontaktowała się z nami wrocławska firma Storge zajmująca się przygotowywaniem gotowanych posiłków dla psów z pytaniem, czy nie mielibyśmy ochoty przetestować ich produktów. Oczywiście się zgodziłam - Milo od kiedy się u nas pojawił był żywiony głównie suchą karmą, więc byłam bardzo ciekawa, jaka byłaby jego reakcja na zupełnie inny rodzaj pokarmu. Dodatkową zachętą były naprawdę świetne składy proponowanych posiłków i fakt, że zostały one zrobione ze składników wysokiej jakości. Producent wręcz zaznacza, że produkty użyte w ich daniach bez przeszkód nadawałyby się do spożycia przez ludzi. To miła odmiana od obecnych w wielu komercyjnych karmach odpadów produkcyjnych, jak więc mogłam nie skorzystać z takiej propozycji :).

Do przetestowania przesłano nam 5 dniowy zapas posiłków w wariancie smakowym Kanapowy Łasuch. W skład naszych porcji wchodził kurczak (żołądki, wątróbka i udko) ryż, marchewka, pietruszka, brukselka oraz seler. Jest to jedna z trzech dostępnych opcji - do wyboru mamy też Odkrywcę Smaku (kurczak, indyk, makaron, szpinak, marchewka, cukinia, jabłko, olej kokosowy) i Wybrednego Krytyka (wołowina, kurczak, płatki owsiane, pietruszka, marchewka, banan, żółtko i olej kokosowy). Jak widać warianty smakowe są dość zróżnicowane, więc z łatwością możemy dobrać odpowiedni dla gustów naszego psa. Przed wysyłka zostałam również dopytana o poziom aktywności Milo i jego wagę - dzięki temu ilość karmy jaką otrzymaliśmy została odpowiednio dobrana do potrzeb Rudego.

Karma Storge jest pakowana w próżniowe woreczki zawierające dzienna porcję jedzenia.
Porcja na każdy dzień jest pakowana próżniowo w mocny plastikowy woreczek, który jest u góry opatrzony ulotką zawierającą wszystkie informacje dotyczące wielkości porcji i wariantu smakowego. Paczki są dodatkowo opatrzone imieniem psa, dla którego zostały przygotowane. To z pewnością gratka dla psiarzy z większa ilością futer - z łatwością można szybko zerknąć, czy sięgnęło się do lodówki po odpowiednią paczkę. Na odwrocie ulotki znajdziemy skład i jego analizę. Zgodnie z zaleceniami producenta jedzenie powinno się przechowywać w lodówce maksymalnie tydzień. Jeśli je zamrozimy, czas ten wydłuża się do dwóch tygodni.


 
Skład karmy jest bardzo porosty i przyjazny
 Jaka jest nasza opinia na temat karmy Storge?

Cieszę się, że zaproponowano nam testy tych posiłków - to naprawdę fajna alternatywa dla żywienia zwierząt i zdaje się, że wręcz unikatowa w skali kraju- katering Storge jest w tej chwili chyba jedyną firmą oferującą takie rozwiązanie. Jak już wcześniej wspomniałam, skład jest wyjątkowo zachęcający- w 100 g karmy znajdziemy 65 g mięsa, 10g ryżu i 25 g warzyw. Nie ma w niej też barwników, konserwantów i substancji poprawiających smak. Forma porcji jest miła dla oka: woreczki łatwo przechowywać w lodówce i otworzyć, a ich zawartość daleka jest od bezpłciowej brei z która wielu kojarzy gotowane jedzenie dla psa. Karma jest sypka, apetyczna i zupełnie nie jest wodnista, czego się trochę obwiałam. Bez przeszkód można dostrzec w niej duże kawałki mięsa - ich wielkość z łatwością pozwala na zweryfikowanie, na jaką z wymienionych w składzie części kuraka patrzymy. Ryż i warzywa również trzymają fason i są widoczne w misce. Zapach produktu jest typowy dla gotowanego jedzenia - przyjemnie zupno-rosołowy. 






Jak widać, mięska nie brakuje ;)

Milo bez żadnego problemu zaakceptował zmianę chrupek na gotowane jedzenie i bardzo chętnie opróżniał miskę - śmiem więc twierdzić, że taki posiłek mu bardzo zasmakował. Dodatkowym atutem jest fakt, że najadał się znacznie szybciej, niż w przypadku suchej karmy. Niemal natychmiast po zjedzeniu swojej porcji był syty - nie żebrał ani nie węszył w poszukiwaniu czegoś do schrupania. Zwykle sytość po suchej karmie przychodzi dużo później, gdy chrupki odrobinę spęcznieją w żołądku. Kaloryczność posiłku zdecydowanie była odpowiednia - Rudy ani na chwilę nie zwolnił tempa i szalał jak zwykle, wysiłek fizyczny był mu nie straszny :).
Nie zanotowaliśmy też żadnych żołądkowych rewolucji, mimo, że bez wątpienia była to zmiana żywienia o 180 stopni. Kupy przez cały czas podawania karmy Storge były zwarte i prawidłowe. O dziwo - zniknął problem gazów, które były dość uciążliwą kwestią podczas podawania Brita Premium Junior.


Podsumowując:
mogę z czystym sumieniem polecić takie rozwiązanie w żywieniu psów. Jest ono ciekawą alternatywą - zwłaszcza dla osób, które tak jak ja nie są do końca zadowolone z suchych karm komercyjnych, ale też nie mają czasu na codzienne gotowanie dodatkowego posiłku dla psa. Wydaje mi się też, że Storge może być wygodnym wyjściem na kilkudniowe wyjazdy- pod warunkiem, że będziemy mieli dostęp do lodówki (wypady pod namiot niestety odpadają ;) ). Warto też wspomnieć o bardzo dobrym i profesjonalnym kontakcie z firmą - wymiana maili była błyskawiczna, a przesyłka przyszła na drugi dzień od nadania. Z pewnością spróbujemy jeszcze dań z oferty tej wrocławskiej firmy, jestem ciekawa jak spiszą się inne warianty smakowe :).

Jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś więcej na temat posiłków Storge zapraszam TUTAJ lub TUTAJ.